niedziela, 8 sierpnia 2010

AKIRA XXI - SEN'I

     Alucard był co prawda niepocieszony faktem, że Caroll McKalvin nie była w istocie jego siostrą. Jednak z drugiej strony cieszył go fakt, że nie była też zwyczajnym człowiekiem. Gdyby nie Faris nie pokonałby Hegemona. Faris była bowiem żoną tego niegodziwca w zamierzchłych czasach. Jak się też okazało była jednym z Aniołów nocy i przez swego męża straciła anielską moc. Została uwięziona na granicy światów, niejako zawieszona w próżni. Teraz, kiedy „usmażyła” w promieniach słońca swojego oprawcę znów mogła przebywać w niebie.
- Właściwie, to powinnam ci podziękować. – powiedziała.
- Mi? Za co? To ja powinienem podziękować tobie, że go „upiekłaś”.
- Niby tak, ale gdybyś nie odczytał zapożyczonego od jednej dziewczyny przeszłego imienia,to nie miałabym szansy na wyzwolenie.
- „Zapożyczonego”? Czekaj, bo chyba czegoś nie rozumiem.
- Bo widzisz ja mam tylko jedno imię Faris lub Feris w zależności jak kto umie je wymówić. Pozostałe imiona i nazwiska są zapożyczone od innych ludzi.
- Czyli… – zawahał się – Czyli istnieje Margaret van Helden?
- Tak. I ma się dobrze. A co lepsze mieszka kilka przecznic stąd i obecnie nazywa się Mary Heller.
- Bardzo podobnie. Muszę lecieć! – rzucił Alucard i zmieniając się w nietoperza odleciał.
- Eh… Faceci. – westchnęła Faris i rozkładając swe szare skrzydła odleciała do Nieba.

     Mary nie mogła się doczekać kiedy wreszcie będzie w swoim mieszkaniu. Kapitan ? zadawał jej całą masę głupich pytań w łącznie z pytaniem: Gdzie była trzy godziny temu? A gdzie niby miała być? Nie miała ochoty odpowiadaą na miliardy pytań tego faceta. Jej myśli krążyły wokół przedmiotu schowanego w kieszeni. Chciała mu się przyjżeć już w taksówce, ale postanowiła nie kusić losu. Tym bardziej, że dziwnie taksówkarzowi patrzyło z oczu. Weszła do domu i zamykająć drzwi na klucz przeszła do sypialni. Wyjęła spod podwójnego dna szuflady komody, opasłą księgę. Wyjęła klucz z kieszeni i położyła na tomie tak, że rubin znalazł się w jego oczku. Dziwne było to wszystko. Klucz powinien otwierać zamek, jednak księga zamka nie miała, a mimo wszystko była zamknięta pasem i nijak nie można było się do niej dostać. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Mary, aż podskoczyła. Księga zleciała z jej kolan. Klucz zachaczając o uchwyt nie domkniętej szuflady przekręcił się o 180 stopni, coś zgrzytnęło. Pas zamykający treść księgi odskoczył. mary szybko upchnęła księgę pod łóżkiem i poszła do drzwi. Za progiem stał nie kto inny tylko… listonosz. [wiem, wiem, byliście niemal pewni, że to Alucard, niestety nie :) ]
- Przepraszam, czy tutaj ktoś mieszka? – spytał dość młody mężczyzna wskazując na drzwi sąsiadów.
- Tak, ale od miesiąca są w Polsce u córki. – odparła Mary, która pilnowała mieszkania państwa Grabowskich pod ich nieobecność. – Ja mam odbierać wszelką pocztę. Tu jest upoważnienie. – powiedziała machając mu przed nosem kawałkiem papieru.
- Proszę tu podpisać. – powiedział – Dziękuję. – dodał, wręczając Mary kopertę
- Do widzenia. – odparła i zamknęła drzwi.
     List był z gazowni, przynajmniej tak było napisane na kopercie. Jednak jak wielkie było zdziwienie panny Heller, kiedy otworzyła kopertę. Znajdowała się tam kartka znastępującym napisem:
” Mary Heller, przekręć klucz o 90 stopni w prawo i 180 stopni w lewo.”Nic więcej. Żadnego podpisu, parafki. Nic. Mary przeszedł dreszcz, ale i tak pobiegła spowrotem do sypialni. Wyjęła księgę spod łóżka i przeleciała kilka pierwszych kartek. Były… puste. Spojrzała na list i obróciła klucz według instrukcji. Rozbłysło czerwonawe światło z rubinu, a klucz przemienił się w znak wampirów.[rysunek po prawej z napisem "Vampire"]…

- Coś się dzisiaj wydarzy. – powiedziała nagle Diabli upijając łyk jakiegoś płynu z kryształowego kielicha.
- Eh… Przstań krakać, bo ja mam dość jak na ostatni czas. – dparła Lunitari, która siedziała obok przyjaciółki na kamiennym krześle.
- Naprawdę coś się stanie. Czuję to. Coś wisi w powietrzu.
- Nie kracz lepiej. Chwilowo nie mam ochoty na spotkania z Platynowłosym…
     Diabli nie słuchała dalszych wywodów pani księżyca. patrzyła w dal jakby chciała zobaczyć co znajduje się za horyzontem. Było to jednak niemożliwe, gdyż mgła spowijała ten świat swą szczelną zasłoną.

     Mary owiał chłód. Odwróciła się i zobaczyła, że lustro za nią jest zamarznięte.
- A niech mnie. Jednak to nie był sen. – powiedziała sama do siebie.
     Podeszła bliżej i odczytała zdanie z księgi, które migotało złociście:
„Bramo światów otwórz przede mną swe podwoje
 i spraw bym się stała sobą prawdziwą na zawsze”
     W tym momencie na ramie lustra pojawiły się srebrne litery w jakimś nieznanym Mary języku. Tylko ostatnie trzy słowa były zrozumiałe. Odczytała je „Przejdź przez lustro”, co też powoli uczyniła. Najpierw wsadziła jedną rękę, potem drugą, a na końcu cała przeszła na drugą stronę lustra. Wbrew temu, że znalazła się w lodowej grocie to jednak nie było jej zimno…

     Alucard [dosłownie] wpadł do mieszkania Mary Heller. Spojrzał na podłogę i ujrzał otwartą księgę. Podniósł ją i odczytał złocisty napis „W końcu jesteś w domu.” Uśmiechnął się do siebie. Nie zdążył uczynić nic więcej, gdyż potężna eksplozja wstrząsnęła tą częścią Los Angeles. Lustro rozprysło się na miliardy maleńkich drobinek srebrnego pyłu.
     Alucard co prawda nie bezpośrednio, ale dopiął swego. Odnalazł Margaret van Helden po swojej stronie lustra i zamienił ukochaną siostrę w prawdziwą Panią Wampirów.
Astaire, chłopak Mary po pęknięciu lustra został uwięziony w świecie ludzi i póki co przebywa w nim jako Kira Nansusaja.
KONIEC CZĘŚCI 1 NIE OSTATNIEJ :)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

AKIRA XX - KI

     Mary siedziała w pracy i razem z Ashley pisały pilny artykół. Nagle zadzwonił telefon i obie kobiety podskoczyły do góry.
- Kurcze pali się gdzieś czy jaka cholera? – zirytowała się Ashley.
- Odbiorę. – powiedziała Mary i podniosła słuchawkę. – Tutaj wydawnictwo „Koszmarne dni”. W czym mogę pomóc?
     Za takie powitanie potencjalnego klienta dostała by burę od szefa, ale w tej chwili było jej wszystko jedno. Chciała wrócić spokojnie do dalszego pisania artykułu.
- Z tej strony porucznik Martin Shanzez z miejscowej policji Los Angeles. Chciałbym rozmawiać z panną Mary Heller. – powiedział mężczyzna po drugiej stronie linii.
- Przy telefonie.
- Mam dla pani smutną wiadomość…
- Mów, że pan szybciej bo nie mam czasu. – powiedziała zirytowana.
- Pani mama… Nie żyje. – powiedział porucznik.
- Słucham???
- Pani mama została ugryziona przez nieznanego nam jeszcze osobnika, który…
     Reszty Mary już nie słyszała. Opadła bezwładnie na krzesło, a słuchawka, którą trzymała w dłoni spadła z hukiem na biurko.
- Halo! Halo! Jest tam pani???
- Mary! Mary! Ocknij się! – krzyczała Ashley jednocześnie łapiąc w dłoń słuchawkę – Zemdlała. – powiedziała krótko, po czym odłorzyła ją na widełki.
     Cucenie koleżanki zajęło pannie Sunshine dobre 15 minut.
- Mamo… Mamo! MAMO!
     Mary zaczęła się miotać po całym pokoju. Zrzucając wszystko z biurka, półek, a nawet wyzywając szefa, który chciał zobaczyć jak im idzie pisanie artykułu.
- Chyba wolałam jak byłaś nieprzytomna. – powiedziała do siebie i skinęła na wysokiego mężczyznę o kruczoczarnych włosach.
     Mężczyzna wszedł i jednym ruchem zamknął w swej dłoni oba nadgarstki Mary. Drugą ręką natomiast złapał ją w pół i zarzucił sobie na ramię. Panna Heller kopała i szarpała się, ale uścisk mężczyzny był silniejszy od jej furii. Kiedy dotarli do wilkiego czarnego samochodu, mężczyzna władował Mary do środka i zamknął drzwi. Uderzył dwa razy w dach i pojazd ruszył. Mary lekko oprzytomniała. W samochodzie było szarawo, gdyż miał przyciemniane szyby. Nie widziała kim jest szofer, gdyż zasłaniało jej widok coś w rodzaju metalu. Poczuła się trochę jak jakiś vip, którego wożą limuzyną. Usiadła wygodniej na obitych białym futrem siedzeniach. Uspkoiła się trochę. Po chwili samochód się zatrzymał, a drzwi otworzył jej brunet w szarym płaszczu.
- Witam panno Heller. Miałem nadzieję, że pani przyjedzie. Nie myślałem jednak, że tak szybko się pani zdecyduje. – powiedział szczerząc się w uśmiechu.
- Zdecyduje??? – Mary była zdziwiona.
- Przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem kapitan Nasti Hasuke z japońskiej policji.
- Moment! O co tutaj do jasnej cholery chodzi? Dzwoni do mnie jakiś porucznik i mówi, że mama nie żyje. Potem jakiś goryl wrzuca mnie do samochodu, którym jestem dostarczana jak jakiś worek ziemniaków do faceta, który mianuje się kapitanem policji japońskiej. Czy ktoś może mi to wytłumaczyć!!!
- Już pani tłumaczę. Pani matka była agentką służb specjalnych stanowej policji Los Angeles. Podczas pobytu w Japonii dwa lata temu przeniknęła do przestępczego świata. Jednak popełniła błąd, którego o mały włos nie przypłaciła wtedy życiem. Jakuza dwiedziała się, że Monic Heller jest amerykańskim szpiegiem.
- Podejrzewacie, że to Jakuzazabiła moją mamę?
- Proszę za mną. – powiedział kapitan wchodząc do budynku i kierując się na drugie pietro dodał – Na początku tak myśleliśmy, jednak po oględzinach miejsca zbrdni stwierdzamy, że to ans już nie dotyczy. Chciałem tylko, aby pani zobaczyła wszystko przed przyjazdem policji i techników Los Angeles.
     Drzwi do mieszkania Monic były szeroko otwarte. Kapitan i Mary weszli do środka. Nie było widać śladów walki. Jedno co mogło zaniepokoić, to leżący na podłodze w przedpokoju nóż. Był wygięty w połowie o 90 stopni. Ktoś lub coś musiało mieć naprawdę dużą siłę. Dopiero, gdy weszło się do salonu można było dostać zawału. Pokryty kafelkami ciężki kamienny stół, był przewrócony do góry nogami. Regał, na którym zazwyczaj stały równo poukładane książki był roztrzaskany. Cała porcelana i kryształy pobite w drobny mak. Na środku tego pobojowiska leżało samotne ciało pięknej kobiety. Mary podeszła ostrożnie do matki. Kobieta leżała w kałuży krwi, która jeszcze do niedawna spływała z rozszarpanej szyi. Jej oczy patrzyły niemrawo w jakiś punkt pod jedynym całym meblem, czyli sofą.
- Mamo… – wyszeptała Mary i spojrzała w kierunku, gdzie patrzyły oczy.
     Pod sofą coś zabłyszczało. Mary wyciągnęła ostrożnie przedmiot spod mebla, jednak nie przyjrzała mu się za dobrze, bo usłyszała jak kapitan podchodzi do niej. Schowałą szybko przedmiotdo wewnętrznej kieszeni płaszcza. Przesunęła ręką po twarzy swej matki i zamknęła jej oczy.
- Jak pani myśli kto mógł to zrobić? – spytał mężczyzna kucając obok dziewczyny.
- Nie wiem, ale napewno nikt, kto jest człowiekiem.