EPIZOD 4 – Lunitari & Platynowłosy.
Dzięki śmierci Sargesa, którego zabił Sa’el Umbre, cała wataha Dragonesa odleciała do swoich grot. Płomienna kopuła stworzona przez Diabli rozmyła się niczym mgła. To był już prawie koniec wojny. Widać było tylko pojedyncze postacie, które jeszcze walczyły w oddali. Luni wstała i rozejrzała się dookoła. Po Sa’elu i Dragonesie nie było śladu. Jednak nie była pewna, czy się pozabijali, czy tylko zmienili miejsce potyczki. Nie całe trzy metry od niej leżało imponujące cielsko Szarego Smoka, a zaraz obok wbity do połowy w ziemię miecz. Czyj? Raczej trudno było to określić. Tam gdzie była granica ognistej kopuły widać było jedynie ponaginane źdźbła trawy. Nie złamane, ani też nie spalone. Zwyczajnie położone. W oddali zamajaczyła czyjaś postać zbliżająca się w dość szybkim tempie w jej kierunku. Po chwili rozpoznała w niej… Platynowłosego, który dumnie płynął nad ziemią.
/Lunitari Srebrzysta/
Wreszcie wolna!!! Yyyy… Chyba nie. Co za ból. A ten czego tutaj chce??? Chociaż z drugiej strony to może i lepiej. Przynajmniej będę mogła sprać te jego wysuszone krwiożercze zwłoki.
- Witaj piękną. – powiedział patrząc na mnie tymi swoimi czerwonymi ślepiami, jak sęp na upatrzoną zdobycz.
- Prosisz się o guza?
- Ależ skąd. Jakbym śmiał. Ja… mam tylko ochotę na twoje piękne ciało. – powiedział bez pardonu.
Wściekłam się. Normalnie jak można być tak bezczelnym? Nie mam ochoty słuchać tych jego gadek. Jest obrzydliwy!!! Wyjęłam więc szpadę (gdyż mój miecz miała Diabli) i chciałam zadać cios. Ten fajfus jednak uchylił się i niepostrzeżenie stał już centymetr od mojego nosa. Widziałam, że bardzo chciał mnie… No właśnie co ten cholerny pajac chciał? Nachylił się nade mną…
/Platynowłosy/
Mniam… Juź czułem jej krew w swoich ustach. Nachyliłem się i bardziej usłyszałem niż wyczułem bicie jej serca. Niczym tętent czarnych jak heban rumaków biegnących po argentyńskim stepie. Zew natury był tak silny, że wbiłem swoje śnieżnobiałe kły w jej porcelanową niemal szyję.
- Cholera!!! – krzyknąłem.
- Co się stało biedaczku? Czyżby ci nie smakowała moja krew? – roześmiała się w głos.
Do jasnej cholery skąd mogłem wiedzieć…
/Lunitari Srebrzysta/
Ha ha ha!!! Skąd ten tępak mógł wiedzieć, że w moich żyłach nie płynie krew tylko płynne srebro. A jak wiadomo wampiry nie lubią srebra, bo pali je żywym ogniem. A jeszcze od środka to już w ogóle. Ale widać było, że ten nadęty krwiopijca wziął dość mały łyk mojej krwi, bo już po chwili rzucił się ze swoim mieczem w moją stronę. Odepchnęłam go jednym ciosem. Upadł na kolano. Ale jeszcze miał na tyle siły i odwagi, żeby zaatakować mnie ponownie tym razem z półobrotu. Jednak dość szybko się zorientowałam i… skróciłam mu czarny skórzany płaszcz do połowy. Ale się wściekł. Znowu natarł na mnie ze zdwojoną siłą, ale i tym razem popełnił błąd odwracając się bokiem. Zahaczył lewym ramieniem o kamień i rozpruł cały lewy bok odsłaniając tatuaż. Owe dzieło przedstawiało księżyc w pełni i pięć gwiazd dookoła. Bardzo się zdziwiłam, bo takie samo znamię znajdowało się na moim ramieniu. Był to znak przynależności do Demonów Nocnego Nieba. Ten typ jednak nie mógł być jednocześnie wampirem i demonem. To było wręcz nie możliwe.