sobota, 29 maja 2010

AKIRA XI - SENSO

EPIZOD 4 – Lunitari & Platynowłosy.

     Dzięki śmierci Sargesa, którego zabił Sa’el Umbre, cała wataha Dragonesa odleciała do swoich grot. Płomienna kopuła  stworzona przez Diabli rozmyła się niczym mgła. To był już prawie koniec wojny. Widać było tylko pojedyncze postacie, które jeszcze walczyły w oddali. Luni wstała i rozejrzała się dookoła. Po Sa’elu i Dragonesie nie było śladu. Jednak nie była pewna, czy się pozabijali, czy tylko zmienili miejsce potyczki. Nie całe trzy metry od niej leżało imponujące cielsko Szarego Smoka, a zaraz obok wbity do połowy w ziemię miecz. Czyj? Raczej trudno było to określić. Tam gdzie była granica ognistej kopuły widać było jedynie ponaginane źdźbła trawy. Nie złamane, ani też nie spalone. Zwyczajnie położone. W oddali zamajaczyła czyjaś postać zbliżająca się w dość szybkim tempie w jej kierunku. Po chwili rozpoznała w niej… Platynowłosego, który dumnie płynął nad ziemią.
    
/Lunitari Srebrzysta/
    
     Wreszcie wolna!!! Yyyy… Chyba nie. Co za ból. A ten czego tutaj chce??? Chociaż z drugiej strony to może i lepiej. Przynajmniej będę mogła sprać te jego wysuszone krwiożercze zwłoki.
- Witaj piękną. – powiedział patrząc na mnie tymi swoimi czerwonymi ślepiami, jak sęp na upatrzoną zdobycz.
- Prosisz się o guza?
- Ależ skąd. Jakbym śmiał. Ja… mam tylko ochotę na twoje piękne ciało. – powiedział bez pardonu.
      Wściekłam się. Normalnie jak można być tak bezczelnym? Nie mam ochoty słuchać tych jego gadek. Jest obrzydliwy!!! Wyjęłam więc szpadę (gdyż mój miecz miała Diabli) i chciałam zadać cios. Ten fajfus jednak uchylił się i niepostrzeżenie stał już centymetr od mojego nosa. Widziałam, że bardzo chciał mnie… No właśnie co ten cholerny pajac chciał? Nachylił się nade mną…
     
/Platynowłosy/
      
       Mniam… Juź czułem jej krew w swoich ustach. Nachyliłem się i bardziej usłyszałem niż wyczułem bicie jej serca. Niczym tętent czarnych jak heban rumaków biegnących po argentyńskim stepie. Zew natury był tak silny, że wbiłem swoje śnieżnobiałe kły w jej porcelanową niemal szyję.
- Cholera!!! – krzyknąłem.
- Co się stało biedaczku? Czyżby ci nie smakowała moja krew? – roześmiała się w głos.
        Do jasnej cholery skąd mogłem wiedzieć…
       
/Lunitari Srebrzysta/

        Ha ha ha!!! Skąd ten tępak mógł wiedzieć, że w moich żyłach nie płynie krew tylko płynne srebro. A jak wiadomo wampiry nie lubią srebra, bo pali je żywym ogniem. A jeszcze od środka to już w ogóle. Ale widać było, że ten nadęty krwiopijca wziął dość mały łyk mojej krwi, bo już po chwili rzucił się ze swoim mieczem w moją stronę. Odepchnęłam go jednym ciosem. Upadł na kolano. Ale jeszcze miał na tyle siły i odwagi, żeby zaatakować mnie ponownie tym razem z półobrotu. Jednak dość szybko się zorientowałam i… skróciłam mu czarny skórzany płaszcz do połowy. Ale się wściekł. Znowu natarł na mnie ze zdwojoną siłą, ale i tym razem popełnił błąd odwracając się bokiem. Zahaczył lewym ramieniem o kamień i rozpruł cały lewy bok odsłaniając tatuaż. Owe dzieło przedstawiało księżyc w pełni i pięć gwiazd dookoła. Bardzo się zdziwiłam, bo takie samo znamię znajdowało się na moim ramieniu. Był to znak przynależności do Demonów Nocnego Nieba. Ten typ jednak nie mógł być jednocześnie wampirem i demonem. To było wręcz nie możliwe.

środa, 5 maja 2010

AKIRA XI - SENSO

EPIZOD 3 – Dragones & Sa’el

     /Dragones Szary/

     Hmmm… Nie wiedziałem, że demonica ognia może być tak sprytna. Nie myślałem, że ta mała Diabli jest tak silna, aby wydobyć z siebie ogień o takiej mocy, która sprawia, że szare smoki nie są w stanie nic zrobić. A co gorsza ich ogień odbija się od jej ognia wracając jak bumerang. Przez to o mały włos się nie spaliłem. Szkoda tylko, że nie jest zła, a wręcz przeciwnie jest za dobra.
- Czego tu szukasz Drag? – spytał ktoś z ciemności przerywając moje rozmyślania.
- Przybyłem trochę narozrabiać. – odparłem z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
- To źle trafiłeś. – odparł głos wyraźnie zbliżając się do mnie.
- Kim jesteś… Cieniu?
- Cieniem… – odparł głos bez chwili zastanowienia.
     Po tych słowach nastąpiła cisza. O ile można to tak nazwać, gdyż w oddali było słychać szczęk broni, krzyki i wycie wilkołaków. W pewnym momencie Sarges (mój smok) zawył z bólu tak głośno, że aż zatrzęsła się ziemia. Zaczął się szarpać tak mocno, że nie byłem w stanie utrzymać się na jego grzbiecie i twardo wylądowałem na ubitej stercie piachu niecałe pół metra od wielkiego głazu. Kawałek bliżej i rozwalona czaszka murowana. Zdążyłem się nieco pozbierać, kiedy z głośnym łoskotem cielsko Sargesa upadło u moich stóp wzniecając tumany kurzu.
- Słabe te twoje zwierzaki. – odparł głos z nutką rozbawienia.
     Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie byle kto jest sprawcą śmierci Sargesa. Tylko jedna istota wiedziała o jego słabości. Szary Smok był nie do zdarcia, ale… no właśnie istniało to ale… W wojnie z Aniołem stracił jedną łuskę po środku ogona. Co prawda rana się zrosła ale nadal miejsce to było niczym pięta u Ahillesa. I w samej istocie tym kimś był Cień, a dokładniej Sa’el Umbre, prawa ręka Azahiela i jednocześnie jego przeciwnik. Azahiel był władcą Mrocznej Doliny i Upadłym Aniołem. W wojnie o Rauken Sa’el sprzeciwił się swemu panu i został wygnany z Mrocznej Doliny. Od tamtej pory włóczy się po świecie jak pustelnik. Ostatnio widziano go w Zapomnianym Mieście.
- Sa’el kupę lat! – zakrzyknąłem – Największy zdrajca przybył na odsiecz… Ha ha ha…!!!
- Sam też masz sporo grzeszków na sumieniu Dragones.
- Ja nie mam sumienia… Cieniu. Nie zapominaj, że Marabel mnie pozbawił sumienia.
- Tak… No cóż, Marabel już nie istnieje, podobnie jak Kloe, która zginęła z twojej ręki.
- Nadal masz mi za złe, że zabiłem twoją kobietę, tylko dlatego, że byłam tam gdzie jej być nie powinno? Czyli na wojnie. Gdyby nie przebrała się za żołnierza wciąż by żyła.
- Padalec!
- nazywaj mnie jak chcesz, ale to nie była moja wina.
     Zaległa tak głucha cisza, że aż dzwoniło w uszach. Przerwał ją świst miecza Sa’ela, który Dragones zatrzymał tuż przed swoją piersią.
   
     /Sa’el Umbre/   

    Nie byłem w stanie powstrzymać się przed tym, aby nie zaatakować tego padalca. Jak można nie rozpoznać kobiety? Mogła się przebrać nawet za samego Azahiela, ale i tak nadal to kobieta! Co prawda Kloe nie powinno być na wojnie, ale cholera to nie powód, żeby ją zabijać! Poza tym Anioł też była kobietą, Martaras była kobietą i to jeszcze jaką! Chyba najbardziej nieprzewidywalną w swym działaniu. Jednak to Kloe jako jedyna wśród demonów ciemności przejmowała się moim losem i jako jedyna z kobiet zginęła tamtego feralnego dnia. Co prawda Anioł też zginął, ale tylko pozornie, bo jego moc jest ukryta w jakimś człowieku (tak się przynajmniej mówi). Ile w tym prawdy tego nikt nie wie. Jednak przepowiednia wspomina o przebudzeniu się Anioła…
- Usnąłeś Sa’el? – spytał Dragones wyraźnie rozbawiony moim zamyśleniem.
    Ten patafian stał zaledwie dwa kroki od ostrza mojego miecza, a ja bezmyślnie poruszałem nim w powietrzu.
- Daruj sobie te złośliwości Drag.
- Przezabawnie wyglądasz machając tą zabaweczką, sam nie wiedząc co widzisz. Ha ha ha!!! – zaśmiał się swym paskudnym śmiechem.
- Powiedział ci ktoś kiedyś że jesteś cholernie paskudny?
- Całe swoje istnienie jestem paskudny, w końcu zniszczenie to mój żywioł. – odparł odbijając ze szczękiem mój miecz.
- Sam jesteś zniszczeniem Drag.
- Całkiem nie źle brzmi. Pan zniszczenia. Ha ha ha ha…!!!
- Zaraz przestaniesz się tak śmiać kupo flaków. – zacisnąłem zęby i patrząc mu prosto w te jego paskudne oczyska.
    Wypowiedziałem zaklęcie, które sprawiło, że wokół nas zrobiło się bardzo ciemno. Zwykły szary człowiek nie byłby w stanie zobaczyć nawet czubka własnego nosa, a co dopiero walczyć z przeciwnikiem.
- Sprytny jesteś. – powiedział Dragones z nutką… strachu?… w głosie.
    Byłem przyzwyczajony do ciemności. Podobnie jak kret pod ziemią tak ja czułem się w ciemności niczym ryba w wodzie. Nie potrzebowałem wzroku, żeby wiedzieć, gdzie jest przeciwnik. Wystarczał mi słuch (teraz słyszałem jak Dragones miota się po omacku), dotyk (trzymanie miecza dawało mi jeszcze większą pewność siebie niż w rzeczywistości posiadałem), no i węch (niemal czułem jak ten sukinsyn się poci ze strachu). Prawdę mówiąc było mi wszystko jedno, czy go zabiję osobiście, czy sam się zabije nie mogąc znaleźć drogi wyjścia z sytuacji. Wiedziałem jedno ten palant tego nie przeżyje.
- To jest nie fer!!! -  zaskowyczał.
- A fer było zabijanie kobiety?
- To był przypadek.
- Jasne… Tak samo jak zdrada własnego ojca Dragonesie? – oparłem się o rękojeść miecza, który uprzednio wbiłem w ziemię. – I ty śmiesz nazywać mnie zdrajcą Azahiela? Ja mu powiedziałem, że się nie zgadzam z jego polityką…
- Zamilcz!!! – był wyraźnie wkurzony.

     /Dragones Szary/    

     Czy ten dupek musiał poruszyć temat mojego ojca? Erfanes był śmieciem, nie zasługiwał na to by być władcą Szarych Smoków. Nie zasługiwał nawet na to żeby być najniższym gwardzistą w Królestwie. Był słaby. Utrzymywał dobre stosunki z Aniołem. jego polityka była do bani.
- Jak śmiesz mieszać w to tego śmiecia!!! – byłem wściekły, gdyby nie te ciemności udusiłbym tego gada własnymi rękami.
- No cóż… Śmiem. – odparł Sa’el z nutką rozbawienia w głosie.
- Walcz jak przystało na demona, a nie jak jakiś podrzędny dupek!!!
- Ha ha ha ha!!!
- Już nawet ta mała Diabli jest lepsza od ciebie!!!
     Nagle śmiech Sa’ela ustał, jak ucięty nożem i jedyne, co dało się słyszeć to zgrzyt wyjmowanego z piachu miecza. Chyba trafiłem w czuły punkt Pana Wrażliwego na swoim punkcie. He he he…!!! Tylko… jak ja miałem z nim walczyć w tych zupełnych ciemnościach? To nie będzie łatwe, ale czy ktoś kiedyś mówił, że cokolwiek jest łatwe? Nagle… ciemności się rozstąpiły i ujrzałem ognistą kulę w powietrzu…