Merte otworzył oczy. Wydawało mu się, że jest jak dziecko we mgle.
Rozejrzał się po celi. Spojrzał na niewielkie okienko znajdujące się
powyżej łóżka. Księżyc świecił jasną poświtą.
- I znowu noc. – pomyślał.
Dziwnym zrządzeniem losu te krótkie momenty, kiedy się budził trafiały
się, albo późnym wieczorem, albo w nocy. Już nie pamiętał blasku słońca,
w którym jako dziecko lubiał się wygrzewać.
- To pewnie te środki nasenne – pomyślał znowu. – sprawiają, że przesypiam całe dnie.
- Ale chce mi się pić. – te słowa wypowiedział na głos nie świadomy obecności kogoś jeszcze.
- Już niedługo się napijesz do syta. – odparła ciemna posać w rogu obok drzwi.
- Kim, kim ty jesteś? – spytał zaskpoczony zrywając się z łóżka i wciskając w przeciwległy róg.
- Kimś kogo nie znasz, a kto zna ciebie. – odparła postać.
- Nie jesteś lekarzem…
-
Nie. Ha ha ha!!! – cień roześmiał się złowrogo, jakby zza grobu. –
Jestem Krwawy Oblubieniec i pilnuję ciebie odkąd tylko mój pan podarował
ci nowe życie.
- Nowe życie…
- Tak nowe życie.
Tą
niezbyt inteligentną rozmowę przerwało gwałtowne otworzenie się drzwi.
Do pomieszczenia wszedł lekarz (jakiś inny tym razem) oraz dwóch jego
pomocników. Jeden z nich zapalił swiatło, które trochę oślepiło
zakonnika, ale szybko się do niego przyzwyczaił.
- Jak się dzisiaj czujemy? – spytał lekarz.
- Całkiem dobrze. Tylko chce mi się pić. – wychrypiał Merte
-
Oh!!! Musisz jeszcze wytrzymać. Zrobimy tylko niezbędne badania i się
napijesz. Póki co wyjdź z tego kąta i połóż się spokojnie na posłaniu.
Merte posłusznie wykonał polecenie zerkając w stronę ciemnej postaci. Jednak prócz pustego kąta nic tam nie zobaczył.
- Tak lepie. – odparł lekarz i wyciagnął ze swojej torby strzykawkę.
-
Jest pan dziwnym przypadkiem. – powiedział jeden z asystentów lekarza.
Wysoki blondyn, który zmierzył mu ciśnienie i puls. – Nie ma pan pulsu, a
cisnienie jest niższe niż dopuszczalna norma. Zwykły człowiek przy
takim ciśnieniu by wykorkował. – powiedział i uśmiechnął się jakby do
siebie, ukaując rząd równych, lekko pożółkłych zebów. Najprawdopodobniej
palił papierosy.
- Tak. Pan zakonnik jest naprawdę wyjątkowym przypadkiem. – odparł lekarz wbijając strzykawkę w żyłę Merte.
Kiedy Merte zobaczył wpływającą krew, to najpierw zrobiło mu się słabo.
Po chwili jednak spojrzał na szyję lekarza i niemal słyszał jak tetni w
niej życie. W tej chwili pękła żarówka.
- Cholera!!! Co się dzieje??? – to blondyn zawodził swoim piskliwym głosem.
- Zapal to cholerne światło!!! – wrzasną drugi asystent, szatyn.
- Aaaaaa!!! – usłyszeli krzyk lekarza.
To Merte wbił się kłami w jego szyję i łapczywie wysysał z niej krew.
- Doktorze!!! – wrzasnęli obaj asystenci jednocześnie.
Zakonnik, kiedy wypił krew z lekarza, nie czekając ani sekundy zabrał się za szatyna.
- Rat… – głos szatyna zamarł w połowie.
- Matko jedyna co się dzieje? – wychlipiał blondyn, który powoli przesówał się w kierunku drzwi, przez które weszli.
Nagle usłyszał głos.
-
Jam jest Hegemon! Władca wszystkich wampirów istniejących na tym
świecie! Odrodziłem się na nowo, aby zniszczyć do końca to co zacząłem
niszyć miliony lat temu! A w krwi twojej tkwi moja siła.
Blondyn
ostatnie zdanie usłyszał bardzo wyraźnie, gdyż Merte, a raczej Hegemon
wyszeptał mu je do ucha. Po czym przejechał jezykiem po jego szyi i wbił
się w nią kłami. Kiedy wypił przedostatnią kroplę jego krwi, otworzył
drzwi celi i niczym wiatr pomknął zabijać innych zakonników.
Po
opuszczeniu celi przez Hegemona, Krwawy Oblubieniec również opuścił to
miejsce spiesząc powiadomić wszystkie wampiry o odrodzeniu się ich Pana i
władcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz