środa, 21 lipca 2010

AKIRA XVIII - RIBASU HASHA NO

     Merte otworzył oczy. Wydawało mu się, że jest jak dziecko we mgle. Rozejrzał się po celi. Spojrzał na niewielkie okienko znajdujące się powyżej łóżka. Księżyc świecił jasną poświtą.
- I znowu noc. – pomyślał.
     Dziwnym zrządzeniem losu te krótkie momenty, kiedy się budził trafiały się, albo późnym wieczorem, albo w nocy. Już nie pamiętał blasku słońca, w którym jako dziecko lubiał się wygrzewać.
- To pewnie te środki nasenne – pomyślał znowu. – sprawiają, że przesypiam całe dnie.
- Ale chce mi się pić. – te słowa wypowiedział na głos nie świadomy obecności kogoś jeszcze.
- Już niedługo się napijesz do syta. – odparła ciemna posać w rogu obok drzwi.
- Kim, kim ty jesteś? – spytał zaskpoczony zrywając się z łóżka i wciskając w przeciwległy róg.
- Kimś kogo nie znasz, a kto zna ciebie. – odparła postać.
- Nie jesteś lekarzem…
- Nie. Ha ha ha!!! – cień roześmiał się złowrogo, jakby zza grobu. – Jestem Krwawy Oblubieniec i pilnuję ciebie odkąd tylko mój pan podarował ci nowe życie.
- Nowe życie…
- Tak nowe życie.
      Tą niezbyt inteligentną rozmowę przerwało gwałtowne otworzenie się drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz (jakiś inny tym razem) oraz dwóch jego pomocników. Jeden z nich zapalił swiatło, które trochę oślepiło zakonnika, ale szybko się do niego przyzwyczaił.
- Jak się dzisiaj czujemy? – spytał lekarz.
- Całkiem dobrze. Tylko chce mi się pić. – wychrypiał Merte
- Oh!!! Musisz jeszcze wytrzymać. Zrobimy tylko niezbędne badania i się napijesz. Póki co wyjdź z tego kąta i połóż się spokojnie na posłaniu.
     Merte posłusznie wykonał polecenie zerkając w stronę ciemnej postaci. Jednak prócz pustego kąta nic tam nie zobaczył.
- Tak lepie. – odparł lekarz i wyciagnął ze swojej torby strzykawkę.
- Jest pan dziwnym przypadkiem. – powiedział jeden z asystentów lekarza. Wysoki blondyn, który zmierzył mu ciśnienie i puls. – Nie ma pan pulsu, a cisnienie jest niższe niż dopuszczalna norma. Zwykły człowiek przy takim ciśnieniu by wykorkował. – powiedział i uśmiechnął się jakby do siebie, ukaując rząd równych, lekko pożółkłych zebów. Najprawdopodobniej palił papierosy.
- Tak. Pan zakonnik jest naprawdę wyjątkowym przypadkiem. – odparł lekarz wbijając strzykawkę w żyłę Merte.
     Kiedy Merte zobaczył wpływającą krew, to najpierw zrobiło mu się słabo. Po chwili jednak spojrzał na szyję lekarza i niemal słyszał jak tetni w niej życie. W tej chwili pękła żarówka.
- Cholera!!! Co się dzieje??? – to blondyn zawodził swoim piskliwym głosem.
- Zapal to cholerne światło!!! – wrzasną drugi asystent, szatyn.
- Aaaaaa!!! – usłyszeli krzyk lekarza.
     To Merte wbił się kłami w jego szyję i łapczywie wysysał z niej krew.
- Doktorze!!! – wrzasnęli obaj asystenci jednocześnie.
     Zakonnik, kiedy wypił krew z lekarza, nie czekając ani sekundy zabrał się za szatyna.
- Rat… – głos szatyna zamarł w połowie.
- Matko jedyna co się dzieje? – wychlipiał blondyn, który powoli przesówał się w kierunku drzwi, przez które weszli.
     Nagle usłyszał głos.
- Jam jest Hegemon! Władca wszystkich wampirów istniejących na tym świecie! Odrodziłem się na nowo, aby zniszczyć do końca to co zacząłem niszyć miliony lat temu! A w krwi twojej tkwi moja siła.
     Blondyn ostatnie zdanie usłyszał bardzo wyraźnie, gdyż Merte, a raczej Hegemon wyszeptał mu je do ucha. Po czym przejechał jezykiem po jego szyi i wbił się w nią kłami. Kiedy wypił przedostatnią kroplę jego krwi, otworzył drzwi celi i niczym wiatr pomknął zabijać innych zakonników.
Po opuszczeniu celi przez Hegemona, Krwawy Oblubieniec również opuścił to miejsce spiesząc powiadomić wszystkie wampiry o odrodzeniu się ich Pana i władcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz